Strofy antybiblijne
Testament Adama
Tak wiele się zdarzyło, a tak niewiele z tego pamiętamy
Dorastaliśmy pod kopułą bladego szczęścia przy dostojnym powiewie wiatru
Czy mieliśmy coś do stracenia? Nigdy
Brodziliśmy w kwiatach, nawiedzaliśmy wysokie trawy
Wtem coś się skończyło
Doszliśmy do przekonania, że nic nie jest przed nami ukryte
Możemy wszystko
Blade niebo nad nami nas strzeże i nikt nie zagrozi szczęściu
Czym było to szczęście? Przeczuciem klęski?
Chęcią powrotu? Żalem nad Skończonym?
Nigdy nie znaliśmy siebie.
Tkwiliśmy w naszych duszach, jak robak tkwi w drzewie objadając się
Oddałaś mi To, co najcenniejsze – czy nazwałem to grzechem?
Może to, a może to, co nastąpiło potem.
Nieważne.
Głos? Dziwny starzec? Ktoś nas wypędził? Mieliśmy dzieci?
Doprawdy, nie ma Bogów, są tylko Ludzie.
Testament Ewy
Tyle doświadczyłeś, i nadal nie wiesz?
Nie pamiętasz, nie drżysz okruchami wspomnień?
Nie oddychasz głębią poznania siebie?
Nie pragniesz przebudzenia?
Czytasz przeszłość jak kartkę
Miętosisz litery
Czy nie ma w niej nic nam wspólnego?
Czyżby niebo nie było naprawdę nasze
Pływamy w nieskończoności
Czy kiedyś dobijemy do brzegu
Puls uwiędłej pokusy.
Rzeczywistość żyje, pośrodku niej siedzisz sam
I patrzysz; Otaczają cię jaskrawe dźwięki, szumią kolory
A ty słuchasz… Czyżby były złudzeniem?
Czy świat nie istnieje w Tobie?
Oddaj mi pokłon, jam jest częścią Ciebie.
Częścią Twojej duszy, w której nie byłeś,
Wiecznym zdumieniem, niepowetowaną stratą ciągłości istnienia
O którą tak błagasz…
Nie jesteś wszechmogący, ale zrób chociaż jedno
Daj szansę innym na ujrzenie światła
Dziedzictwo Marii Magdaleny
Nazarejczyku, po co Ci to wszystko?
Nikt nie będzie płakał po Twoich pięknych gestach
Krwią podszytych modlitwach
Niespiesznych uniesieniach
Chcesz dobrze i to ci wystarczy? Nie wierzę…
Ta dziwka? Nie jesteś wybredny, musiałeś pościć.
Przymierze Magdaleny
Nadal nie rozumiesz, że chcę dużo więcej
Pragnę ich pogardy, szukam własnej klęski
Sycę się bólem
Nie tego chciała? Szukała spełnienia
Gdzieś na dnie duszy nie chciała być sobą
Przyjęła zgryzotę i smutek, i troskę
Będzie nosić pustkę w swym łonie
Uwagi do śmierci krzyżowej
Mesjaszu! Zbawić przyszedłeś nas, czy siebie?
Idziesz przed siebie, wokół dzwonią szepty
Niewidzialne, niesłyszalne piękno klęski
Patrzysz i nie widzisz, że życie uchodzi
Jak z dziurawej beczki kapie wino
Nie wiedziałeś, czy przestać; teraz nie możesz?
A może nie chcesz?
Mesjaszu! Przyszedłeś zbawić nas, czy siebie?
Symfonia oszczerstw, niczym nasienie gorczycy wrasta głęboko
Czy zostało ci coś do wspomnienia?
Czy ktoś chce dla Ciebie dobrze?
Czy chcesz to wiedzieć?
A może nie?
Mesjaszu! Przyszedłeś zbawić nas, czy siebie?
Do dziś pamiętam Twą szukającą milczenia obojętność
Nieowiniętą w słowa wyższość
Tchnienie nieskończoności
Byłeś tylko Bogiem, czy aż Człowiekiem?
Mesjaszu… Zbawiłeś nas, czy siebie?