Metoda Silvy: duchowość bez religii
Niektórzy z nas, obdarzeni silniejszą intuicją, stwierdzają, że mogą mieć wpływ na wiele rzeczy w sposób dla nich niezrozumiały. Ułatwić zrozumienie tak zwanych zjawisk paranormalnych może przypuszczenie, że siły wpływające na rzeczywistość drogami nieopisywalnymi naukowo należą do nas. Niepotrzebne jest wtedy założenie, że źródłem wszelkich niewytłumaczalnych naukowo zjawisk jest jedna, wszechmogąca i świadoma swojej wszechmocy istota. Nauka nie zajmuje się takimi sprawami, preferując to, co mierzalne i definiowalne. Nic dziwnego, że starożytne przesądy są traktowane we współczesności jako system tłumaczący wszystko, czego nauka nie chce wyjaśniać. Metoda Silvy jest jednak jednym z kierunków rozwoju myśli ludzkiej, która chce się zająć tym wszystkim, co jest oddane na pastwę dawnym wierzeniom.
Podstawową siłą, która tkwi w naszym umyśle, są przekonania. To, jakie decyzje w życiu podejmujemy, z jakim zapałem zmierzamy do osiągnięcia konkretnych celów, jeśli w ogóle jakiekolwiek indywidualne cele mamy, zależy w znacznym stopniu od ustalonych wcześniej i przeniesionych do podświadomości wyobrażeń na temat siebie i świata, w którym żyjemy. Niewiele o nich na co dzień wiemy, jakieś strzępki informacji o nich mogą do nas docierać w postaci zapamiętanych snów. Współczesny człowiek nie jest wyposażony w żadne psychologiczne narzędzia umożliwiające my dostęp do swojej podświadomości, wiedza na ten temat jest zarezerwowana, jak to często bywa, dla użytku fachowców: psychoterapeutów, lekarzy, autorytetów religijnych. Pojawia się w związku z tym pewien problem: ten, kto nie czuje potrzeby ani chęci kontaktowania się z tymi osobami, jest trwale odcięty od swojej duchowości. Problem ten rozwiązać jakoś musi. I stąd bierze się idea rozwiązania go na sposób właściwy prymitywnym społecznościom – sięgnięcie po substancje psychoaktywne.
Nie utrzymuję, że badania nad umysłem przyniosły nam możliwość dowolnego manipulowania jego stanem. Pod wieloma względami narkotyki dają o wiele więcej, niż jakiekolwiek ćwiczenia umysłowe. Dodać jednak należy, że ich potencjał jest eksploatowany niekiedy w sposób gorzej zorganizowany, niż działo się od wieków w kulturach pierwotnych. Korzystanie z narkotyków było uregulowane za pomocą bardzo silnego prawa zwyczajowego, którego złamanie powodowało konflikt ze społecznością. Konkretnych środków używano w konkretnych celach, na przykład przez szamana, który miał kompetencje ku temu, by innych wprowadzać w tajemnice duchowe. W momencie zaniku norm społecznych obecnego w naszej cywilizacji korzystanie ze substancji psychoaktywnych staje się źródłem patologii społecznych na tyle silnym, że część z nich została zdelegalizowana, mimo że nie rozwiązuje to problemu, a jedynie stwarza dalsze.
Jedynym rozwiązaniem jest uczynić dostęp do swojej podświadomości umiejętnością powszechną, który to cel wykładowcy kursów Metody Silvy na całym świecie konsekwentnie realizują. Uczestnicy poznają techniki, za pomocą których mają możliwość kontrolowania różnych funkcji swojego umysłu, w tym tak kontrowersyjne, jak uzdrawianie na odległość – akceptowane przecież przez świadomych chrześcijan. Podstawą jest podejście do medytacji jako do zjawiska dynamicznego. W stanie rozluźnienia, charakteryzującego się niższą częstotliwością fal mózgowych, nie staramy się zachowywać pasywności względem jakichś konkretnych symboli, ale aktywnie wkraczamy w naszą podświadomość, oczekując, że to, co ujrzymy w swoich wyobrażeniach, ma bezpośredni związek z rzeczywistością – zarówno z tą przeżywaną w przeszłości, jak tą oczekiwaną. Cele, jakie sobie w podświadomości stawiamy, realizują się nie tylko przez lepsze funkcjonowanie naszego umysłu, ale przez jego wpływ na umysły innych i materię nieożywioną – to, co chrześcijanie nazywają „relacją z Bogiem”.
Mimo wszystkich możliwości, jakie Metoda Silvy mnie i innym dała, sposób patrzenia na rzeczywistość przez Jose Silvę ma pewien silny rys chrześcijański, który uniemożliwia stosowanie jej jako uniwersalnej recepty na odnalezienie w życiu równowagi wewnętrznej i wynikającego z niej szczęścia. Mianowicie, ciągle zakłada się, że wiemy, jakie są nasze cele, a jedyne, czego nam potrzeba, to lepsze środki, aby je osiągnąć. Medytacja dynamiczna nie jest środkiem do tego, aby się dowiedzieć, w jakim kierunku możemy się rozwijać, ale jedynie do tego, aby przyspieszyć osiągnięcie planów, które narzuca nam patriarchalne społeczeństwo. Nie bez znaczenia jest fakt, że twórca metody był katolikiem, a zatem pewne wartości, stanowiące fundament sensu istnienia człowieka były dla niego definiowane przez religię i nie miał potrzeby również ich przedefiniować zgodnie ze swoją naukową dociekliwością. Dostrzegając w światopoglądzie Silvy tą lukę i szczerze cierpiąc z powodu jej istnienia, sam spróbowałem się podjąć zapełnienia jej.
’metoda silvy’ i temu podobne, to przecież po prostu gnostycyzm, zresztą znany każdemu, który interesował się historią new age czy ogólnie ezoteryką.