Dlaczego nie pójdę do psychologa?

Wydawałoby się, że moje życie nie jest zbyt bliskie jakiejkolwiek normie odpowiedniej dla mojego wieku. Nie mam właściwie żadnych znajomych, nie znajduję swojego powołania w żadnym z powszechnie wykonywanych zawodów, nie wykazuję nawet zainteresowania w przekazywaniu w jakikolwiek sposób mojej wiedzy na te tematy, w których mógłbym znaleźć czyjekolwiek zainteresowanie. Zdawać się więc może, że jest we mnie jakaś wewnętrzna granica, której przekroczenie mogłoby sprawić, że moje zainteresowania i predyspozycje znalazłyby ujście, stopiły się w jedną, bulgoczącą i zmieniającą powoli kolor miksturę społecznych interakcji.

Problem nie polega jednak nawet na tym, czy uznajemy integrację ze społeczeństwem za naturalny i prawidłowy cel każdej jednostki; temu można z grubsza przyznać rację. Ważne jest jednak jeszcze coś innego, a mianowicie: czy istnieją społeczne mechanizmy, które jednostce w jakikolwiek sposób zintegrować się pozwalają, jeśli wydaje jej się, że ma w sobie jakieś cechy, które do tej pory w żaden sposób zrozumiane przez nikogo nie zostały? Innymi słowy: czy jesteśmy zdolni, jako społeczeństwo, przyswoić indywidualną myśl, która jest naszemu dotychczasowemu sposobowi myślenia na jakiś temat całkowicie obca?

Twierdzę, że od wielu lat jest pod tym względem coraz gorzej. Kierunek, w jakim nasza cywilizacja ewoluuje, został w miarę sprawne naszkicowany w powieści „Nowy, wspaniały świat” Aldousa Huxleya. Nie chodzi tu wcale o szczegóły świata przedstawionego w powieści ani o główny jej wątek ideologiczny: sprzeciw wobec rozluźniania norm obyczajowych w dziedzinie seksualności. Co prawda, to wszystko, co czytamy, rzeczywiście w kilkadziesiąt lat po powstaniu powieści w dużej części się urzeczywistniło; mamy wolne związki, powszechnie dostępną antykoncepcję, manifestowanie przez ludzi swoich seksualnych preferencji w miejscach publicznych. Ale to naprawdę nie jest najważniejsze. Widzę w przypadku głównej postaci i w jej zmaganiach tylko przykład zjawiska jakże ogólniejszego i bardziej złowrogiego.

Główny bohater, zwany Dzikusem, wychował się w izolowanej od społeczeństwa wiosce indiańskiej. W pewnym momencie spotyka się z cywilizacją, której członkowie mają kompletnie inne podejście do życia. Siłą rzeczy dochodzi do konfliktu między nim a pozostałymi bohaterami. W pewnym momencie, w dyskusji z pewnym politykiem, który ma decydować o jego losach jako przestępcy, dowiaduje się rzeczy dość ogólnych na temat podejścia do świata prezentowanego przez jego rozmówcę: cywilizacji absolutnie nie potrzeba szlachetności ani heroizmu. Te rzeczy są symptomem politycznej nieskuteczności. W społeczeństwie dobrze zorganizowanym, takim jak na przykład nasze, nikt nie ma okazji do wykazywania się szlachetnością czy heroizmem. Warunki musiałyby całkowicie utracić stabilność, by taka okazja mogła zaistnieć. Tam gdzie toczą się wojny, spory o władzę, gdzie występują skłonności do stawiania oporu, umiłowane obiekty, o które się walczy lub których się broni – tam, rzecz jasna, szlachetność i heroizm mają pewien sens. Dziś jednak nie ma wojen. Poświęca się maksimum troski temu, by chronić człowieka przed zbytnią miłością do kogokolwiek. Nie ma sporów o władzę; każdy jest tak uwarunkowany, że może robić tylko to, co robić powinien. A to, co powinien robić, jest w całości tak miłe, tyle naturalnych odruchów może przy tym znajdować Ujście, że naprawdę nikt nie ma skłonności do stawiania oporu.

Tam, gdzie nie ma nienawiści, nie może być mowy o miłości; tam, gdzie nie ma konfliktów, nie da się zrobić nic ponad to, do czego jest się uwarunkowanym. W taki czy inny sposób. Również mnie i Ciebie, czytelniku, chce się często do czegoś nakłonić, udowadniając, że tego właśnie chcesz, tylko jeszcze o tym nie wiesz. A jeśli chcemy postawić temu mechanizmowi wyzwanie i odwrócić role, jesteśmy na przegranej pozycji. Chyba, że mamy poparcie ze strony kogoś starszego i mądrzejszego. Dlatego z wielką podejrzliwością podchodzę do psychiatrów i psychologów. Techniki, których na mnie użyją, aby przełamać moje wewnętrzne ograniczenia, są bronią obosieczną; mogą zostać użyte również do zniszczenia we mnie tego, co uważam w sobie za najbardziej wartościowe, a co być może nigdy nie zostanie zrozumiane przez nikogo, może przeze mnie samego też nie. Raz już się nawet tak stało.

Opór Dzikusa jest bezsensowny, nie opłaca się. Chce on znajdować oparcie w jakiejś wizji moralności odniesionej do wiary w Boga i ideałów, jakie przydaje Bogu chrześcijaństwo. Ale ostatecznie załamuje się i rezygnuje z życia. Co skłania do uznania za odporne na zewnętrzne oddziaływania jedynie zasad moralnych opartych na nas samych, na naszym poczuciu własnej wartości.

Cenię twórczość Ludwika von Misesa za jego zdolność do odpowiadania na wszelkie możliwe zarzuty względem opisywanych idei, zanim w ogóle zostały wypowiedziane. Tak było również w przypadku centralnego dla Austriackiej Szkoły Ekonomii pojęcia, czyli aksjomatu działania. Mises stwierdza, że nawet zachowanie jednostki, która nie robi zupełnie nic, mimo, że ma taką możliwość, może zostać wytłumaczone w kontekście aksjomatu działania. Mianowicie, działanie nie jest podejmowane, ponieważ dana osoba czeka na zaistnienie lepszych warunków, aby móc podjąć działanie w przyszłości. A to mówi mi o sobie tak wiele.

2 komentarze

  1. jak człowiek chce być wolny i żeby nikt od niego nic nie oczekiwał to niestety musiałby iść na dziko mieszkać z plemionami wtedy musi martwić się tylko o przetrwanie (jedzenie i schronienie), a w cywilizacji musi wtopić się w spiralę konsumpcji, pracować bo z czegoś trzeba przecież żyć, płacić podatki za wodę, powietrze za to, że żyjesz i oddychasz w zamian masz wygodnie, ciepło a zamiast upolować obiad idziesz do sklepu bo ktoś za ciebie wyhodował, zabił i oprawił. myślenie i zbytnie wnikanie w głąb siebie w dzisiejszych czasach nie jest nikomu potrzebne i nic nie wnosi, liczy się działanie, wtedy nawet nie ma za bardzo czasu żeby dumać i myśleć, a jeśli już to może wycieczka do Tybetu tam oprócz niczym nie zakłócanego dumania, uprawiasz ziemię i hodujesz zwierzęta- tam bliżej do wolności aniżeli w cywilizowanej Europie Pozdro

    gosc - 6 listopada, 2012 at 22:10
  2. Nie no, ja tam cenię cywilizację, ale wewnętrznie chcę być „dziki” w sensie Huxleyowskim – Tybetańczycy by za wiele mi o tym nie powiedzieli pewnie.

    Dobrze Urodzony - 7 listopada, 2012 at 23:06

Leave a Reply

Time limit is exhausted. Please reload CAPTCHA.