Na 30 -lecie Stanu Wojennego
Aktywność polityczna rzadko staje się zajęciem znaczącej części społeczeństwa. Ludzie postrzegają politykę jako bardzo trudną dziedzinę i angażują się w nią tylko wtedy, jeśli mogą otrzymać za to odpowiednio wysokie wynagrodzenie. Nic dziwnego. Sprawy publiczne są wciąż nieoswojoną częścią ludzkiej egzystencji, rządzącą się prawami wywiedzionymi z prehistorii. Patrząc na to z tej perspektywy, powstanie pierwszej „Solidarności” i niespotykana liczebność zaangażowanych w ten ruch jawi mi się niepodobieństwem. Jakąś genetyczną czy też kulturową anomalią, którą zostali naznaczeni Polacy. Mieliśmy już w historii tego typu anomalii sporo, jednak ta wydarzyła się w czasach, w których umasowione, poddane totalitarnej kontroli i postmodernistycznym prądom kulturowym społeczeństwo w żadnym wypadku nie powinno chcieć stworzyć paromilionowego ruchu domagającego się reform politycznych. Był to nonsens, dla którego jedynym wyjaśnieniem wydaje się być głęboka religijność Polaków, która została wzmocniona przez papieża Jana Pawła II.
W tym momencie wkroczyła do gry grupa wyzyskująca materialnie i mentalnie polski naród – ludzie związani z partią i służący totalitarnemu państwu. Wszyscy ci, którzy zdecydowali, że będą wspierać reżim mimo tego, że jego funkcjonariusze zaczęli popełniać zbrodnie. Dzięki ich uległości PRL mógł nadal w najlepsze trwać przez 8 lat. Mimo, że, jak opowiada w jednym ze swoich dowcipów Jan Pietrzak, można było w zasadzie zostać aresztowanym za rozrzucanie pustych kartek papieru, bo przecież wszystko było tak jasne, że słowa na ulotce były zbędne.
Dziś o 20.00 na placu Konstytucji Polacy zbierają się, by przypomnieć sobie jeszce raz, że 30 lat temu „Solidarność” przegrała, że prywata i tchórzostwo zwyciężyły i de facto zwyciężały przez cały czas w naszym kraju aż do dziś.