Rozmyślania o dobru wspólnym
Wydaje mi się, chociaż nie jestem tego pewien, gdyż nie poznałem polskiej myśli republikańskiej zbyt głęboko, że zbyt mało skupiamy się tutaj na roli elit. Spośród ludzi wyżej sytuowanych, którzy mają zaspokojone podstawowe potrzeby życiowe, tak, że mogą poświęcić swoje życie zawodowe w jakiejś znacznej części służbie ojczyźnie, nie wszyscy nadają się do tego, aby stać się takimi, jak my – patriotami zatroskanymi o dobro naszego kraju. Co więcej – uważam, że wcale nikogo nie powinniśmy do tego namawiać.
Dobrze urodzony obywatel, który chce zadbać o dobro ojczyzny, ma zaspokojone niższe potrzeby psychiczne i rozumie, że nie każdy został przez los obdarzony równie szczodrze, jak on. Wie, że stanowi lepszą, kompletniejszą instancję człowieczeństwa, a inni powinni to zrozumieć. Wszyscy ci, którzy go otaczają: rodzina, znajomi, krewni. Dopiero wtedy może zacząć starać się o to, aby cnoty jego charakteru kształtowały przestrzeń publiczną. Nie chodzi tu o ilość takich ludzi – chodzi o osobistą odpowiedzialność i szczerość tego, co przekazują innym, czystość myśli, zamiarów, intencji. Co jest zadaniem takich ludzi, gdy już się zbiorą razem w celu sięgnięcia po przywództwo społeczne? Udowodnienie społeczeństwu, że to właśnie oni stanowią prawdziwą elitę. Że są przeznaczeni do tego, aby mówić innym, co powinni robić. A wtedy okaże się, że wystarczy sam autorytet wsparty słusznością moralną. Przemoc przestanie być potrzebna, by rządzić.