Racjonalizm – czy to nowa choroba psychiczna?

Wielu humanistów próbowało przyłożyć to, co psychologia ma do powiedzenia o zaburzeniach osobowosci do pewnych zaburzeń w funkcjonowaniu współczesnych społeczeństw – jako mas złożonych ze, z założenia, głównie zdrowych psychicznie ludzi. Można twierdzić, za Jackiem Kardaszewskim (1), że wszystkiemu winne są wyjątkowo zaburzone mniejszości, cierpiące na stosunkowo łagodne zaburzenie zwane cyklotymią. Mój wykładowca na studiach stwierdził, że jest to jakoś adekwatne – cierpimy współcześnie na płytkość odczuwanych emocji, bo taki jest stan umysłu wielu bardzo aktywnych społecznie i ekonomicznie ludzi, którzy, że tak to ujmę, tworzą razem pewną całkiem potężną cywilizacyjną masę upadłościową.

Mimo wszystko, zauważam w sposobie funkcjonowania współczesnych dalece bardziej fundamentalny problem, który jawi mi się całkiem wyraźnie jako wychowankowi polskiej ciemnej, zacofanej, katolickiej, antyeuropejskiej prowincji. Racjonalizm jest z założenia niewiarą; Kartezjusz stwierdził, że nie będzie się zagłębiał w rozważania teologiczne, bo jest za głupi, żeby zrozumieć, o co w nich chodzi. Ale zasugerował też, że być może wartościowe jest być takim człowiekiem jak on, chcącym poświęcić się takiej filozofii, która będzie miała większe odniesienie praktyczne.

Zaczęło się więc niewinnie. Została zasiana w myśli Zachodu idea, że może to wszystko, czym zajmują się najważniejsi z filozofów, jest bez sensu. Po wielu wiekach stwierdzono jednak, że nie tylko nie ma sensu na pewno, ale wręcz bezsensowne jest zastanawianie się nad tym. I to jest całkowicie przyswojone przez szerokie masy współczesnych Europejczyków.

Jeśli jednak wyeliminujemy pewne nadrzędne systemy organizacji myśli, przejść trzeba na niskopoziomowe. I dlatego w miarę, jak postępuje rozpad starych struktur funkcjonowania świata, coraz więcej roboty mają psychologowie społeczni, tworzący takie poważne pojęcia jak społeczny dowód słuszności. Coś jest prawdą dlatego, że dużo ludzi tak powiedziało, albo ktoś im powiedział, a oni nie zaprotestowali. Dlatego tak ważna okazuje się znowu cenzura i ustalanie i egzekwowanie różnymi środkami granic akceptowalnego światopoglądu. Nie jest już ważne, co ja na dany temat sądzę, ponieważ tak trudno jest przejść przez proces rozumowania unikając myślenia na tematy, o których myśleć nie wolno i w sposób, który nie jest akceptowany.

Walka empiryzmu z rozumowaniem: co mogło pójść nie tak?

Funkcjonując w ten sposób nie doszlibyśmy do miejsca, w którym obecnie jesteśmy. Wyobraźmy sobie, jak mogła wyglądać dyskusja między X-wiecznym wyznawcą wiary w Peruna i jego wioskowym kolegą ateistą:

– wierzę, że nasz Pan, Perun, podpala drzewa w czasie burzy, bo chce wyrazić w ten sposób, że troszczy się o nas i trafia błyskawicami w najwyższe drzewa, bo one mogą być dla nas niebezpieczne, jeśli się przewrócą akurat na kogoś w lesie albo ktoś się potknie o wystające korzenie

– bo go o to nie poprosiłem, i ty chyba też nie, a nawet jeśli byśmy poprosili, to może nie będziemy tego warci

– naprawdę w to wierzysz, że pan całego świata ma czas zajmować się takimi głupotami? Moim zdaniem to gruba nadinterpretacja. Nie ma też argumentu na rzecz związku przyczynowego – dlaczego Perun, jeśli cię kocha, nie miałby wykosić drzew w okolicy twojej chałupy?

– wierzysz w bajki, moim zdaniem, nie wiadomo, dlaczego błyskawice uderzają w jedne drzewa a inne nie, ale Perun na pewno nie ma tu nic do powiedzenia.

W tej dyskusji, podobnie jak we współczesnych rozmowach ze zwolennikami cudowności eksperymentalnych produktów inżynierii genetycznej, nie chodzi tak naprawdę o zainteresowanie relacjami przyczynowo-skutkowymi, ale o to, czy dajemy sobie możliwość do bycia ciekawymi świata – w sposób wykraczający poza to, co jest bespośrednio dostępne doświadczeniu. Ponieważ już Kartezjusz stwierdził, że poza tym tak naprawdę nie ma nic. Byłby więc racjonalizm zaburzeniem lękowym? Rodzajem fobii społecznej, ale takiej, która dotyczy konkretnego zakresu interakcji – tych, w których wymieniamy z innymi myśli na temat spraw nie związanych z codziennymi doświadczeniami?

Jak leczyć racjonalizm?

Jeśli tak zdefiniujemy to pojęcie, to będzie można wyodrębnić grupy społeczne w różny sposób dotknięte zaburzeniem i, oczywiście, nie wszyscy będą wymagać hospitalizacji. Inaczej będziemy patrzeć na na ekspedientkę domagającą się, aby klient założył maseczkę w trakcie, gdy do niej mówi, a inaczej jakiegoś ważnego doktora ze szpitala ostrzegajacego wszystkich przed wirusowymi niebezpieczeństwami i ważącego 100 kg. Ale trzeba ustalić jakieś standardy określające, komu wolno korzystać ze swobód obywatelskich w nieskrępowany sposób, a dla kogo jest to niepotrzebne i społecznie szkodliwe. Jakiegoś rodzaju ekspercki złoty standard zdrowia psychicznego, który będzie brał pod uwagę również zachowania i wypowiedzi samych psychologów. I innych naukowców.

Ktoś powie: zaraz, to poważne wykroczenie przeciwko osobistej wolności. Czemu to takie ważne? Co moglibyśmy osiągnąć dzięki temu? Twierdzę, że potrzebujemy przestrzeni umysłowej wolności pozytywnej. Tradycyjnie miejscem swobody umysłu były uniwersytety; czy nie wystarczyłoby wygnać stamtąd racjonalistycznych oszołomów, aby cywilizacja powróciła na tory postępu? Chyba nie, bo obecnie poszlismy do przodu i cały świat, tak naprawdę, jest uniwersytetem. Potrzebujemy przestrzeni wolności wyrażania myśli bez bycia narażonym na społeczne wykluczenie; niektórzy twierdzą, że ma to rozwiązać demokracja bezpośrednia. Ale to przestarzałe myślenie; władza przejawia się obecnie nie na poziomie ustalania norm prawnych, ale na poziomie ustalania norm światopoglądowych.

Osoby publiczne twierdzące, że trzeba ograniczać to, co ludzie mogą napisać w portalach społecznościowych, tworzyć cenzurę opierającą się o słowa kluczowe albo raportowane stosowanie przemocy słownej, być może wychodzą z podobnych założeń, co ja. Nie mogą jednak zrozumieć istoty problemu, jako, że sami są jego częścią.

Psychologowie zauważają istotność zjawiska agresji u człowieka, jako zjawiska nieprzewidywalnego, uwarunkowanego indywidualnie i trudnego do kontrolowania. Ale to, co jest obecne indywidualnie u pewnej mniejszości, nie jest zagrożeniem dla ogółu, bo nie jest w stanie on przyjąć pewnych problematycznych zachowań jako norm. Nie rozumieją problemu również reprezentanci tej albo innej religii chcący kształtowac świat zewnętrzny w oparciu o swoje indywidualne przekonania. I oni też są częścią problemu, w niektórych częściach świata o wiele większą niż przeciwnicy agresji.

Problemem prawdziwym, moim zdaniem, jest wszystko to, co wprowadza zamęt, zwątpienie w sensowność organizacji rzeczywistości, podważa adekwatność podstawowych norm funkcjonowania społeczeństwa. Dzieje się to na różnych płaszczyznach pojęciowych, światopoglądowych. Jak to zrobić technicznie? Normy mogą być ustanawiane w sposób zdecentralizowany i w ten sam sposób wdrażane – tak, jak obecnie mechanizmy kontroli rodzicielskiej dostępu do kontrowersyjnych obyczajowo materiałów na komputerach ich dzieci.

Nie jest też koniecznie, aby konktetny dostawca usług internetowych dostarczał tylko jeden zestaw norm. Dla przykładu, podejrzewam, że mała widoczność moich postów na Twitterze jest związana z interakcjami z kontem Aleksandra Dugina. Czy nie byłoby właściwe, gdybym mógł gdzieś w ustawieniach wprowadzić, że mam prorosyjskie poglądy, a wtedy moje posty byłyby widoczne dla innych osób, które wprowadziły to ustawienie?

Zamiast tego, w wielu krajach ogranicza się w ogóle dostęp do internetu bądź zakazuje dzieciom dostępu do portali społecznościowych. Taka właśnie jest alternatywa: albo będziemy mieli przestrzeń pozytywnej wolności, albo umiarkowanego i powstrzymywanego prymitywnymi metodami chaosu informacyjnego.

There are no comments on this post

Leave a Reply

Time limit is exhausted. Please reload CAPTCHA.