O ludziach zawieszonych pomiędzy niebem i ziemią
W tym kontekście skojarzyła mi się ostatnio scena z filmu „Pomiędzy niebem i ziemią”. Film ten opowiada o II Wojnie Indochińskiej z perspektywy autentycznych doświadczeń młodej wieśniaczki z Wietnamu. Już jako nastolatka była ona z powodu wojny ofiarą gwałtu i tortur. Potem molestowania seksualnego. Oczywiście nie podobało jej się to, w jaki sposób traktują ją mężczyźni. Zawód prostytutki nie był więc zajęciem, którego podjęcie rozważała. Ale w pewnym momencie na chwilę zmieniła zdanie. Stało się to wtedy, gdy spotkała pewnego żołnierza:
– Mam coś dla ciebie. Widzisz tych gości? Wracają dziś do świata. – Chcą kupić pamiątki? – Chiński nefryt, Mike. Marycha za grosze. Oni chcą prawdziwą pamiątkę. Chcą cię przelecieć. – Mają duży wybór w okolicy. – I dużo mend. Te fiutki są czyste. Od przyjazdu siedzieli w buszu. Jeden z nich wraca do żony. Mają przelecieć kurwiszona i wrócić do domu z syfem? Chcą zapłacić 20 dolców każdy. – Le Ly, dobra dziewczyna. Odwal się. – Pięć dwudziestek za jednego. Stówa za drugiego. Dwieście dolarów, to prawdziwa forsa. Dlaczego? (…) Słuchaj, Le… Przeżyli. Chcą coś po sobie zostawić. Wspomnienie. Cokolwiek. – Le Ly nie jest taką dziewczyną. Zapomnij. – Jezu, ależ ty się targujesz. Czterysta zielonych dolarów. To wszystko, co mi dali. Dasz mi 50, zatrzymasz 350. Utrzymasz rodzinę przez rok. Co w tym trudnego? 15 minut. To nawet nie praca. Oni wszystko zrobią. Nic, czego już byś nie robiła. Mają mało czasu. Bierz forsę i daj… Im coś do opowiadania w domu. Jesteś dziewicą? Zrób to dla światowego pokoju. Śmiało! Wyślij biedaków do domu z uśmiechem.
Wszystko ma swoją cenę? Czy możemy choć przez chwilę, zanim wpadniemy w obłęd właściwych naszej kulturze moralnych wartościowań, zastanowić się, jakie mogą być konsekwencje uznania za moralnie właściwe zrealizowanie każdej subiektywnej preferencji związanej z dobrowolną wymianą dóbr? Skoro żołnierze chcieli „coś po sobie zostawić”, to może mogli to zrobić bez wojowania? Może wojna jest zjawiskiem, które powstaje w zastępstwie niezrealizowanych zapotrzebowań na seksualne przygody? Jak napisał niegdyś na swoim blogu qatryk:
Podobnie chyba jest z wojnami – chłopcy którzy uważają wojny za coś fajnego zwyczajnie muszą mieć problemy z prostatą, erekcją lub przedwczesną ejakulacją i tylko dlatego że wyrośli w takiej kulturze w jakiej wyrośli – wolą aby ktoś im odstrzelił nogę lub ręką aniżeli dali pupy. A przecież żeby być facetem wystarczy dobrze zdupczyć. A co najważniejsze jak się temu podoła to kobiałka nie będzie niczego innego szukać i w ten czy inny sposób da znać żeśmy podołali i inni dupczyć jej nie będą poza nami. A i jest też inna możliwość – wystarczy się przyznać przed samym sobą że zdupczyć się nie potrafi. I wtedy być może świat byłby prostszy. Ale tacy co to przyznać się do tego boją są najgorsi – niby jaja mają a to ni jaja i muszą sobie to rekompensować przyrostem mięśni. Że niby jak komuś solidnie przypierdolą to jakby dobrze zdupczyli. A te jajka mimo wszytko nadal małe.
Czyżby istnieli na świecie mężczyźni tak niewyżyci, że są gotowi zabijać innych i siebie w przypływie frustracji? Być może więc właściwą postawą, jaką powinny zająć Wietnamskie kobiety w czasie wojny, jest jeszcze bardziej masowe zajęcie się prostytucją w celu obniżenia gotowości bojowej wroga? Ten wariant, w formie nieco bardziej luksusowej, wybrała główna bohaterka – wyszła za Amerykanina. Mimo że nie miała możliwości przewidzenia konsekwencji swojej decyzji.
A cóż z żołnierzami? Zapewne obecnie Amerykanie realizują się pełniej jako turyści seksualni. I być może część z nich zdaje sobie sprawę, że powstanie hipisowskiego hasła „czyń miłość, nie wojnę” było ważnym etapem na drodze do uświadamiania sobie przez członków naszej cywilizacji prawdziwego znaczenia indywidualnej wolności.