Libertarianizm staroświecki

Książka „Myśli nowoczesnego endeka” Rafała Ziemkiewicza wywołuje spory odzew w prasie, chyba większy, niż można było przypuszczać, może to kwestia popularności tego tytułu. Do komentowania myśli Ziemkiewicza trzeba być jednak przygotowanym. Artykuł Jakuba Wozińskiego „Myśli nowoczesnego libertarianina” poraża jednostronnością poglądów autora, wpisując się poniekąd w zjawisko intelektualne nazwane przez Kevina Carsona „libertarianizmem potocznym”, styl myślenia o sprawach publicznych odrzucający kontekst społeczny wydarzeń, które chcemy interpretować w zgodzie z ideałami wolnościowymi.

Libertarianie „nowocześni” chętnie lansują się na hipisów, twierdząc, że państwo jest źródłem zinstytucjonalizowanej przemocy, z którą nie chcą mieć nic wspólnego. A zarazem pomijają fakt, że instytucja państwa narodowego jest jedyną obecnie znaną obroną przed zarówno totalitaryzmem instytucji międzynarodowych, jak i bandytyzmem zawieranych na szczeblu lokalnym porozumień korupcyjno-mafijnych. Ale przecież to nic, że w ślad za tak pożądanym upadkiem państwa nastąpi ogromny chaos i brak dostarczanego w skromnym obecnie rozmiarze bezpieczeństwa osobistego. Nowoczesny libertarianin niczym romantyczny bohater będzie próbował zmierzyć się z żywiołem, a może nawet uda mu się „wyjść na wolność”. Wszak wyjechać nikt nie broni. Jeśli natomiast decydujemy się na to, że chcemy mieszkać w Polsce, to musimy zrozumieć dynamikę współczesnych konfliktów politycznych, i to raczej nie po to, aby umiejętniej je podsycać, ale wygaszać. A do tego, jak się zdaje, panu Wozińskiemu daleko.

Nowoczesnemu libertarianizmowi nie podoba się, że ludzie krytykujący państwo korzystają z rządowych pieniędzy. Jest to zarzut o wiele mniej zrozumiały dla samych oskarżanych, którzy przeważnie raczej nie są libertarianami i podobne dylematy moralne nie imają się ich. Ale przyglądając się temu obiektywnie, pobieranie środków z budżetu jest moralnie nieakceptowalne tylko wtedy, kiedy ich ilość przewyższa straty, jakie indywidualnie ponosimy z powodu istnienia państwa, i to nie tylko materialne. Te 30% pensji to z całą pewnością za mało, żeby wynagrodzić dyskofort psychiczny związany z byciem zawodowo podległym ludziom, których się nie tylko nie szanuje, ale uważa za niekompetentnych i nieuczciwych.

Pan Woziński pisze: „To prawda, że peerelowscy aparatczycy zagarnęli dla siebie sporą część posad, na których siedzą do dziś, ale ich potęga jest możliwa tylko dlatego, że tzw. polactwo żyje ideałami silnego państwa.” Nie wiem, czy to żart, czy skrajna ignorancja, ale „Polactwo” Ziemkiewicza nie żyje żadnymi narodowymi ideałami. Nie może ich mieć, bo nie posiada, jako spadkobierca chłopstwa pańszczyźnianego, wyraźnej tożsamości narodowej. Rozdrobnienie polityczne nie ma obecnie żadnych szans, a to dlatego, że Polacy są bardzo podzieleni wewnętrznie, co w przypadku rozdrobnienia osłabiłoby, i tak bardzo już wątły, autorytet władzy niezbędny dla egzekwowania prawa. Decentralizacja i „marzycielskie wolnorynkowe idee” to sprawy, którymi można się będzie zająć wtedy, gdy dokonane zostaną w Polsce przemiany kulturowe, o kierunku których nowocześni libertarianie wiedzą niewiele, jako osobnicy słabo zintegrowani ze społeczeństwem.

Najważniejszym problemem II RP nie było, moim zdaniem, to, że na skutek wadliwej organizacji gospodarki rozwijała się zbyt wolno, ale to, że architekci tego rozwoju nie wzięli pod uwagę tego, że głownym celem Polaków po odzyskaniu niepodległości i ustaleniu granic powinno być zabicie jak największej ilości Niemców, Austriaków i Rosjan. Aby między naszymi narodami ukształtowała się jakaś międzynarodowa równowaga krwi. Bo wolności nigdy nie dostaje się za darmo.

There are no comments on this post

Leave a Reply

Time limit is exhausted. Please reload CAPTCHA.