Po co nam Święto Niepodległości?
Nasilający się z roku na rok konflikt z policją, zapewne podsycany przez służby specjalne, sprawia, że walki uliczne stały się właściwym celem marszu. Zapewne nie jest tak dla zdecydowanej większości uczestników. Ale wydaje się, że organizatorom nie powinno chodzić tylko o nich, ale również o odbiorców. Podejrzewam, że większość obywateli naszego kraju jest przeciwna organizowaniu marszu, a Młodzież Wszechpolska, Obóz Narodowo-Radykalny, Unia Polityki Realnej i inne organizacje tworzące marsz, które posiadają ambicje polityczne, tworzą sobie ogromny elektorat negatywny, a co za tym idzie, przekreślają własne szanse na zaistnienie w polityce, nawet, gdyby jakimś cudem udało im się dostać do parlamentu. Wydaje się zatem, że Ruch Narodowy powinien zrezygnować z obecnej formy Marszu. Można próbować stworzyć coś nowego. I to też nie za wszelką cenę.
Formuła marszu powinna zostać przekształcona w ten sposób, aby stał się on rozrywką elitarną. Nie powinno być to wydarzenie przyciągające zainteresowanie ludzi nie będących w stanie utrzymać nerwów na wodzy wobec prowokacji bądź też świadomie planujących wchodzenie w konflikty z policją bądź mieszkańcami. Z tego powodu marsz powinien odbywać się co najmniej w każdym mieście wojewódzkim – rozproszone siły łatwiej jest kontrolować policji, trudniej też o prowokacje tam, gdzie jest mniejsza anonimowość. Trasy przemarszu nie powinny obejmować centrów miast. W przypadku Warszawy dobrym miejscem na rozpoczęcie marszu jest Olszynka Grochowska. Obok flag i okrzyków marszowych każdy z pochodów powinien zostać zaopatrzony w profesjonalną oprawę muzyczną – tradycyjne pieśni odtwarzane bądź śpiewane na żywo.
Takie zmiany sprawią, że być może bycie patriotą w Polsce będzie nadal uważane przez wielu za dziwactwo. Ale nie będzie kojarzyło się z bandytyzmem, co nie jest najlepszą cechą wizerunku polityka. Dlatego, że jest to cecha zbyt powszechna.