Rafał Gan-Ganowicz – Kondotierzy: nieobiektywna recenzja

Książka Rafała Gan-Ganowicza „Kondotierzy”, będąca zapisem wspomnień z życia XX-wiecznego polskiego najemnika, to jedna z tych lektur, po których spodziewałem się wiele, ale nie aż tak wiele. Autor opisuje krótko czasy swojej młodości, okoliczności ucieczki z kraju i swoją drogę do rozpoczęcia kariery najemnika. Kilka lat spędzonych w Kongu i Jemenie zostało opisane bardzo barwnym, poetyckim językiem, opisane zostały zarówno ciekawostki przyrodnicze, społeczne, jak i życie wewnętrzne bohatera. Są też historie, od których jeży się włos na brodzie, a które z powodzeniem mogłyby stać się inspiracją dla jakiejś nowej kasowej produkcji sensacyjnej w Hollywood.

Autor rozpoczyna książkę teoretycznymi i historycznymi rozważaniami na temat zawodu najemnika. Wojska najemne odgrywały już wielką rolę w średniowieczu w czasie wojny stuletniej we Francji, jak również we Włoszech, całkowicie kontrolowanych przez prywatne armie. Gwardia Szwajcarska to pozostałość po potędze najemników Szwajcarskich w czasach Renesansu. W XVIII wieku najemnikami stawali się również dowódcy. W czasach rewolucji francuskiej natomiast pojawił się nowy typ najemników – idealiści walczący już nie tylko dla pieniędzy, ale dla sprawy, w którą wierzą. Pod koniec XIX wieku armie zaciężne przestały być potrzebne, jako, że coraz szerzej stosowany stał się pobór powszechny. Po I Wojnie Światowej wielu pilotów walczyło w Chinach. Wydawałoby się, że po II Wojnie Światowej potęga militarna państw tak urosła, że najemnicy już nie będą potrzebni. Okazało się inaczej, ponieważ zimna wojna otworzyła wiele nowych, peryferyjnych konfliktów – w Afryce, na Bliskim Wschodzie, w Ameryce Łacińskiej.

I tu zaczyna się los bohatera, który, jako Warszawiak działający w podziemnej organizacji politycznej, musi uciekać z kraju w 1950 roku. A następnie dostaje się do armii amerykańskiej, po czym zostaje belgijskim najemnikiem i rusza do Konga walczyć z komunistyczną rebelią. Ludność tubylcza, zachęcona przez sowieckich agentów, zaczęła w 1965 roku mordować białych. W działania partyzantów zaangażował się sam Che Guevara, który przyjechał do kraju ze stuosobowym oddziałem. Wojna w Kongu angażowała bez reszty emocjonalnie i fizycznie Europejczyków, którzy zdecydowali się na wsparcie Kongijczyków – co czwarty najemnik poległ w walce. Oddziały rebeliantów zajmowały domy białych i niszczyły je, zakazywały mieszkańcom pracować, zabijając tych, którzy się nie podporządkowywali ich rozkazom. W niektórych regionach kraju, z powodu upadku struktur państwowych, powracać zaczęła kongijska tradycja – ludożerstwo. Zadaniem Gan-Ganowicza w Kongo było chronić miejscową ludność – tak od ludożerców, jak i od odwiedzin partyzantów, którzy mieli z zwyczaju porywać grupy ludzi, aby świadczyli im usługi jako intendenci, tragarze czy niewolnice seksualne. Od funkcjonowania prowincji zależało wyżywienie miast i dalszy skuteczny opór przed rebeliantami.

W Kongu zaistniała kuriozalna sytuacja polityczna. W 1960 roku rządy w kraju przejął, w drodze demokratycznych wyborów, Patrice Lumumba, komunista. Zaczął swoje rządy od podwyżek dla wszystkich urzędników. Przyszłość kraju nie wyglądała dobrze, dlatego wkrótce najbardziej rozwinięta prowincja kraju, Katanga, zadeklarowała niepodległość, a było to kilka tygodni po odzyskaniu niepodległości przez całe Kongo. Inicjatywa ta została wsparta przez Belgię, byłego kolonistę, ale wkrótce w sprawę zaangażowali się Sowieci, ostatecznie przeciwko Katandze wystąpił zbrojnie sam ONZ. Nie przeszkodziło to w tym, aby parę lat później, po zamachu stanu, aresztowaniu i rozstrzelaniu Lumumby, Mojżesz Czombe, przywódca powstania w Katandze, został premierem Konga. Tym samym spoczęło na nim zadanie, które było dla niego nie do udźwignięcia: wydobyć kraj z cywilizacyjnego zacofania i ustabilizować go politycznie. Zdążył zrobić tylko jedno – stłumił rebelię komunistyczną. Potem został usunięty z urzędu. Jednak ciągle miał nadzieję, że uda mu się powrócić do władzy, najlepsze oddziały w armii kongijskiej pochodziły z Katangi i były mu lojalne. Rafał Gan-Ganowicz rozumiał jego sytuację i zaproponował mu zorganizowanie szerokiego wsparcia: „Na drugi dzień przez szofera przedstawiłem mu propozycję, że zwerbuję 150 żołnierzy polskiego pochodzenia, co dawało gwarancję, że ludzie ci będą lojalni, ponieważ nie reprezentują niczyich interesów. Powiedziałem, że znajdę fachowców, ekspertów przemysłowych, wojskowych i służby zdrowia. Pod jednym warunkiem: kontrakty ich będą bezterminowe, z prawem pracy i pozostania na terenie Konga tak długo, jak zechcą.” Te ambitne plany nie zostały zrealizowane, wkrótce przebywający na emigracji Czombe został aresztowany w trakcie podróży lotniczej i zmarł w więzieniu w niewyjaśnionych okolicznościach.

Swoje militarne ambicje i chęć walki z Sowietami Gan-Ganowicz miał możliwość realizować również w Jemenie. Został wynajęty przez Arabię Saudyjską, aby walczyć z komunistycznym rządem Jemenu Północnego. Wspierając obaloną przez komunistów, tradycyjną dyktaturę religijną, gdzie władza sprawowana była przez imamów będących potomkami Mahometa. Mieszkańcy Jemenu Północnego szybko zostali zdecydowanymi przeciwnikami komunistów, pozwalających sobie na potworne zbrodnie na ludności cywilnej. Ale kilkudziesięciu najemników wyposażonych w najnowocześniejszą bron artyleryjską zdecydowanie wzmocniło ich siły, wkrótce rozpoczęły się rokowania, na skutek których ustalono, że rząd zrywa współpracę ze Związkiem Sowieckim. W zakończeniu książki autor napisał: „Kraj jest 'daleki od wzorców demokracji’. Ale jest wolny. I ma przed sobą przyszłość.” Patrząc na obecne wydarzenia w tamtych stronach, trzeba zwrócić uwagę na nieco przesadny optymizm.

Książka opisuje wiele fascynujących postaci, do najciekawszych zaliczyłbym Stanisława Krasickiego, zarządcę kongijskich posiadłości, z pochodzenia hrabiego, bardzo wytrzymałego żołnierza i dobrego przywódcę, szejka Harba’tasza – mężczyznę, który potrafił pomścić masowe morderstwo na mieszkańcach swojej rodzinnej miejscowości, Jeana Kaya – francuskiego najemnika, który był głęboko wierzącym chrześcijaninem i zorganizował swego czasu atak terrorystyczny, aby wymusić wysłanie pomocy humanitarnej do ogarniętego wojną Bangladeszu. Autor książki o sobie mówił, że walkę z komunizmem uważał za swój obowiązek – zwalczać zagrożenie, które rozprzestrzeniało się na cały świat. Z czym walczyłby dziś?

Do książki został dołączony ciekawy artykuł. Pod koniec lat 90 powstał film dokumentalny o życiu autora książki, zatytułowany „Pistolet do wynajęcia, czyli prywatna wojna Rafała Gan-Ganowicza”. Były spore problemy z tym, aby film ukazał się w TVP, w końcu to się udało. O tym, czy film się nadawał, czy nie, dyskutuje się na tak zwanej kolaudacji. Część artykułu stanowi stenogram z tej dyskusji. Tadeusz Pałka, reżyser i producent filmowy, stwierdził: „Pokazuje Pan człowieka, który w imię walki z komunizmem wystrzelał wiele dziesiątków ludzi, jak można się domyślać. Dla mnie jest to głęboko przygnębiające. Dlatego, że do murzyna, który z głodu okradł, albo z głupoty uciekł do lasu bojąc się tych najemników, którzy zostali sprowadzeni do Konga, strzelano bez żadnego zawahania, identyfikując go z siłami komunistycznymi inspirowanymi przez Chińczyków i ZSRR.” Jak dalece upadek cywilizacji białego człowieka jest widoczny w świecie kultury.

There are no comments on this post

Leave a Reply

Time limit is exhausted. Please reload CAPTCHA.